Filoksera. Jak rozwój transportu morskiego niemal zniszczył uprawę winorośli właściwej

Moment zarażenia jest niewidoczny gołym okiem. Początkowo choroba nie daje żadnych objawów, potem następuje łagodne osłabienie. Po kilkudziesięciu miesiącach nawet laik stwierdzi, że jest źle. Po 6 latach następuje nieunikniona śmierć. Nauka do dziś nie zna skutecznego lekarstwa, a sam patogen występuje w setkach odmian genetycznych (w samej Australii zidentyfikowano ich ponad 100!), co dodatkowo utrudnia poszukiwania remedium. Powyższy opis to nie czarny scenariusz kolejnej epidemii, ale autentyczny opis zarazy, która dotknęła najpierw Europę, a potem rozlała się na niemal cały winiarski świat. Mowa oczywiście o filokserze winiec, mikroskopijnej mszycy, która żywi się sokami pobieranymi z korzeni winnych krzewów. Ale jak to się stało, że ten maleńki owad zaczął nagle zagrażać liczącej tysiące lat kulturze uprawy winorośli, której fundamentów nie podważyły kataklizmy, wojny ani upadki mocarstw?

 

Nieszczęścia chodzą parami – jak mączniak właściwy pomógł filokserze

 

W XIX wieku winnice Europy musiały zmierzyć się z dwiema wielkimi plagami. Pierwszą z nich był mączniak właściwy, którego pojawienie się w Europie miało ścisły związek z rozwojem transportu morskiego. Dotychczas podróż z kontynentu amerykańskiego do Europy trwała bardzo długo, jednak ustanowienie bezpiecznych połączeń transatlantyckich oraz upowszechnienie napędu mechanicznego opartego na maszynie parowej skróciło znacznie czas trwania rejsu. Dzięki temu w latach 30-tych bardziej opłacalne stało się przewożenie świeżych płodów rolnych i sadzonek roślin. Właśnie w ten sposób z Ameryki przywędrowała do Europy pierwsza zaraza.

W latach 40 -tych winiarskim światem wstrząsnął atak mączniaka, grzybicznej choroby winorośli przywleczonej wraz z sadzonkami z Ameryki. Na szczęście tę zarazę udało się dość szybko opanować i choć mączniak do dziś zagraża winnicom, znane są sposoby na jego skuteczne zwalczanie. Ponieważ gatunki winorośli z Nowego Świata okazały się być bardziej odporne na jego ataki niż Vitisvinifera, w latach 60-tych XIX wieku zaczęto je masowo sprowadzać na stary kontynent. I to właśnie na korzeniach tych sadzonek przywędrował nieznany dotąd wróg.

 

Plaga filoksery

 

Między rokiem 1862 a 1865 na południu Francji, w okolicach Awinionu, z niewyjaśnionych przyczyn zaczęły obumierać krzewy winorośli. Początkowo przyczyn dopatrywano się w nadmiernej eksploatacji gleby w winnicach, z czasem jednak jasnym stało się, że zjawisko nabiera dynamiki i koniecznym jest znalezienie szybkiego rozwiązania. Zdesperowani winogrodnicy zgłaszają się 1868 r. do renomowanego Towarzystwa Rolniczego w Montpellier, które wyznacza trzyosobową komisje w składzie: Georges Bazille – szkółkarz i prezes stowarzyszenia, Felix Sahut – winogrodnik, Jules-ÉmilePlanchon – profesor farmacji i botaniki, entomolog amator. Komisja niezwłocznie udała się do jednej z zaatakowanych winnic w Prowansji. Oględziny martwych winorośli nic nie wykazały, jednak na korzeniach chorego, ale wciąż żywego krzewu badacze znaleźli na korzeniach nietypowe plamy. Oględziny pod szkłem powiększającym ukazały kolonie mikroskopijnych owadów, a chwilę później Planchonzauważył na liściach „małą, elegancką mszycę o (…) przeźroczystych skrzydłach”.Dzięki połączeniu pasji do owadów i wykształcenia botanicznego profesor szybko dostrzegł zależność obu zjawisk. Jednak środowisko naukowe nie od razu powszechnie zaakceptowało maleńkiego szkodnika jako przyczynę obumierania winnic, a przeprowadzenie dowodu utrudniał niezwykle skomplikowany, bo składający się aż z 18 etapów, cykl życia filoksery.

W potwierdzeniu kluczowej roli mszycy w chorobie winorośli pomogły obserwacje przeprowadzone w przypadkowo podtopionych winnicach, w których chore krzewy powracały do zdrowia oraz zidentyfikowanie jej jako oznaczonego w Ameryce gatunku Daktulosphairavitifoliae (do dziś jest to jej oficjalna taksonomiczna nazwa). Mimo to problem narastał w takim tempie, że rząd francuski wyznaczył wysoką nagrodę za wskazanie rozwiązania. Próbowano wielu sposobów, od wypalania winnic, przez zakopywanie w nich ropuch po kosztowne opryski z dwusiarczku węgla. Gdy okazało się, że filoksera nie rozwija się w glebach piaszczystych, obsadzono winoroślą setki hektarów piaszczystych wydm w Prowansji. A jednak epidemia rozprzestrzeniała się, w latach 70-tych zdążyła już opanować Hiszpanię, Włochy, Niemcy, Kalifornię i Australię.

 

Powrót do… korzeni

 

Pomysł na rozwiązanie problemu pojawił się już w latach 60-tych, jednak potrzeba było ponad dekady, by osiągnąć zadowalające wyniki. Jak łatwo się domyśleć, amerykańskie gatunki winorośli, takie jak Vitisberlandieri (winorośl wapniolubna), Vitisriparia (winorośl pachnąca) czy Vitisrupestris (winorośl piaskowa), w przeciwieństwie do Vitisvinifera ewoluowały przez tysiące lat wraz z mszycami, wytworzyły więc mechanizmy obronne. Należą do nich grube warstwy tkanki przypominające korek, które zabliźniają rany zadane przez owady i chronią korzenie przed infekcją grzybami, gniciem korzeni, a w konsekwencji niemożnością pobierania wody oraz składników odżywczych i śmiercią. W początkowej fazie próbowano po prostu zastąpić odmiany europejskie amerykańskimi. Spowodowało to jednak ogromny sprzeciw ze względu na perspektywę całkowitego utracenia pielęgnowanych przez wieki szczepów. Ponadto okazało się, że gatunki amerykańskie dają wino o niepożądanych właściwościach organoleptycznych, w tym specyficznym, lisim zapachu. W drugiej fazie podjęto więc próbę krzyżowania ze sobą różnych gatunków oraz szczepienia odmian V. viniferana podkładkach amerykańskich. Pojawiły się liczne trudności; nie dość, że hybrydy nie dorównują aromatem odmianom tradycyjnym, to jednocześnie większość podkładek amerykańskich nie przyjmuje się na alkalicznych glebach wapiennych i kredowych charakterystycznych dla najlepszych siedlisk starego kontynentu.

Pod koniec lat 70-tych XIX wieku opracowano metodę wydajnego szczepienia odmian Vitisviniferana podkładkach hybryd z gatunkami amerykańskimi, co pozwoliło konsekwentnie zastąpić nasadzenia w zniszczonych winnicach, zachowując jednocześnie w znacznym stopniu charakter wytwarzanych trunków. Miejmy jednak świadomość, że tego typu ingerencja w strukturę krzewów nie pozostaje bez znaczenia i możemy mieć pewność, że dzisiejsze wina nigdy już nie będą smakować jak te sprzed epidemii filoksery.

 

Życie po epidemii

 

Niewątpliwą zaletą nowego sposobu prowadzenia nasadzeń jest fakt, żeprofesjonalne szkółki oferują ogromną liczbę hybrydowych podkładek oraz służą profesjonalnym doradztwem w zakresie ich doboru do panujących w danej winnicy warunków glebowych, hydrologicznych czy zagrożenia chorobami. Niestety, rozwiązanie to jest również znacznie droższe niż rozmnażanie winorośli z oryginalnego krzewu danej odmiany. Czy w takim razie nie ma już na świecie „prawdziwego” Caberneta czy Chardonnay? Takie krzewy, a nawet całe winnice, nadal istnieją. Należą do nich uprawy, także europejskie, położone na glebach piaszczystych i wulkanicznych. Filoksera nie dotarła także do niektórych dobrze odizolowanych środowisk, dziś chronionych bardzo restrykcyjnymi przepisami bioasekuracyjnymi, w tym na wiele wysp greckich, do Chile, Stanu Washington w USA i Południowej Australii.

W Europie stare krzewy, zasadzone jeszcze przed epidemią filoksery, są uważane za bardzo cenne i wytwarzane z nich wina często sygnowane są tą informacją na etykiecie. W naszym portfolio znajduje się niezwykłe wino pochodzące ze zbocz czynnego wulkanu, Etny, na Sycylii i wytwarzane z winogron zebranych właśnie z takich wiekowych winorośli – Prephylloxera La Vigna di Don Peppino, DOC Etna Rosso, Tenuta delle Terre Nere. Zachęcamy do spróbowania ponad 150 lat historii zamkniętej w tych butelkach.

 

Autor wpisu: Liliana Witkowska